Niepozorna wioska
Gdzieś w połowie
drogi z Przełęczy Huckiej do Świętej Katarzyny leży mała, niepozorna wioska
Kakonin. Jedyna rzecz, która wyróżnia ją turystycznie spośród kilkunastu leżących w otulinie Świętokrzyskiego Parku Narodowego jest wolnostojąca chata z
XIX w. Owe domostwo jest przykładem budownictwa drewnianego w tym regionie.
Jeżeli nie macie akurat w planach podróży do Muzeum Wsi Kieleckiej, to jest to świetna
okazja żeby przyjrzeć się lokalnemu kunsztowi wykonania. Chata jest konstrukcji
zrębowej, na solidnej powale, pokryta gontem, trzytraktowa, z zewnątrz bielona.
W sezonie można w środku zwiedzać także niewielką wystawę etnograficzną, muszę
przyznać, że od 2010 roku gdy tam byłem po raz pierwszy dużo się zmieniło
dookoła. Ktoś wpadł na pomysł, że w tym miejscu wiele osób kończy lub zaczyna
wycieczkę na Łysicę, dlatego zaczęła wokół chaty powstawać mała infrastruktura
turystyczna. Mała gastronomia z czymś na ciepło i drobnymi przegryzkami oraz
wc, jakaś weranda sklepik z pamiątkami. Oprócz sławetnej chaty Kakonin wyróżnia
to, że miał swojego lokalnego Robin Hooda, ten tutaj nazywał się zbójnik Kak i
zamiast dopiekać szeryfowi, psuł humor biskupowi krakowskiemu, który miał
rezydencję w niedalekim Bodzentynie.
Kakoniński Robin Hood
Zbójnik Kak łupił głównie karawany
kupieckie, ciągnące w kierunku Krakowa, Kielc oraz Sandomierza. Był bardzo
silny, sprawny bojowo oraz mający budzące grozę spojrzenie. Zgromadził wielkie
bogactwa, a część łupów rozdał mieszkańcom okolicznych wiosek. Założył własną
wieś, która miała być poprzedniczką dzisiejszego Kakonina. Jego zbójecką
działalność próżno próbował ukrócić biskup krakowski – Kak pozostawał ciągle
nieuchwytny. Było tak do czasu, kiedy podczas jednego z napadów zbój pojmał
piękną siostrzenicę biskupa. Oboje zakochali się w sobie od pierwszego
wejrzenia, jednak porwanie ściągnęło na Kaka ostateczny gniew wuja dziewczyny.
Zaczęło się wielkie polowanie w Łysogórach, wkrótce zbójnik został wytropiony i
okrążony na Łysicy. Kiedy odparł pierwsze ataki rzucając w napastników
znajdującymi się tam głazami z gołoborzy, tropiący zaczęli strzelać do niego z łuków.
Wtedy to ukochana dziewczyna zasłoniła zbójnika własnym ciałem i zginęła.
Oszalały Kak rzucił się na napastników, ostatecznie jednak został pojmany.
Skazany na karę śmierci przez powieszenie na rynku w Krakowie. Przed śmiercią śpiewał
piosenkę:
"Oj lipko, lipko pod Kakoninem,
Kto ciebie odnajdzie zostanie panem."
Zdjęcie z 2010 r, dziś w tym miejscu jest już cała infrastruktura |
W jej tekście była wskazówka co do miejsca
ukrycia zrabowanych skarbów. Znajdował się tam miejscowy szklarz, który ją
usłyszał i rozwikłał zagadkę Kaka. Na miejscu znalazł starą lipę z wielką
dziuplą, w której to były ukryte zrabowane karawanom kosztowności. Nie wiedząc,
co począć z tak wielkim majątkiem, za radą miejscowego proboszcza, postanowił
ufundować kościół na wzgórzu nad Bielinam, gdzie miały się odbywać msze za
rozbójników i ich ofiary. Do jego budowy nie doszło, gdyż był on nocami
niszczony przez złe moce. Ostatecznie świątynia stanęła w samej wsi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz