środa, 29 października 2014

Tam gdzie Kak na karawany polował

Niepozorna wioska


Gdzieś w połowie drogi z Przełęczy Huckiej do Świętej Katarzyny leży mała, niepozorna wioska Kakonin. Jedyna rzecz, która wyróżnia ją turystycznie spośród kilkunastu leżących w otulinie Świętokrzyskiego Parku Narodowego jest wolnostojąca chata z XIX w. Owe domostwo jest przykładem budownictwa drewnianego w tym regionie. Jeżeli nie macie akurat w planach podróży do Muzeum Wsi Kieleckiej, to jest to świetna okazja żeby przyjrzeć się lokalnemu kunsztowi wykonania. Chata jest konstrukcji zrębowej, na solidnej powale, pokryta gontem, trzytraktowa, z zewnątrz bielona. W sezonie można w środku zwiedzać także niewielką wystawę etnograficzną, muszę przyznać, że od 2010 roku gdy tam byłem po raz pierwszy dużo się zmieniło dookoła. Ktoś wpadł na pomysł, że w tym miejscu wiele osób kończy lub zaczyna wycieczkę na Łysicę, dlatego zaczęła wokół chaty powstawać mała infrastruktura turystyczna. Mała gastronomia z czymś na ciepło i drobnymi przegryzkami oraz wc, jakaś weranda sklepik z pamiątkami. Oprócz sławetnej chaty Kakonin wyróżnia to, że miał swojego lokalnego Robin Hooda, ten tutaj nazywał się zbójnik Kak i zamiast dopiekać szeryfowi, psuł humor biskupowi krakowskiemu, który miał rezydencję w niedalekim Bodzentynie.

Kakoniński Robin Hood


Zbójnik Kak łupił głównie karawany kupieckie, ciągnące w kierunku Krakowa, Kielc oraz Sandomierza. Był bardzo silny, sprawny bojowo oraz mający budzące grozę spojrzenie. Zgromadził wielkie bogactwa, a część łupów rozdał mieszkańcom okolicznych wiosek. Założył własną wieś, która miała być poprzedniczką dzisiejszego Kakonina. Jego zbójecką działalność próżno próbował ukrócić biskup krakowski – Kak pozostawał ciągle nieuchwytny. Było tak do czasu, kiedy podczas jednego z napadów zbój pojmał piękną siostrzenicę biskupa. Oboje zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia, jednak porwanie ściągnęło na Kaka ostateczny gniew wuja dziewczyny. Zaczęło się wielkie polowanie w Łysogórach, wkrótce zbójnik został wytropiony i okrążony na Łysicy. Kiedy odparł pierwsze ataki rzucając w napastników znajdującymi się tam głazami z gołoborzy, tropiący zaczęli strzelać do niego z łuków. Wtedy to ukochana dziewczyna zasłoniła zbójnika własnym ciałem i zginęła. Oszalały Kak rzucił się na napastników, ostatecznie jednak został pojmany. Skazany na karę śmierci przez powieszenie na rynku w Krakowie. Przed śmiercią śpiewał piosenkę:     

"Oj lipko, lipko pod Kakoninem,              
Kto ciebie odnajdzie zostanie panem.
"

Zdjęcie z 2010 r, dziś w tym miejscu jest już cała infrastruktura
W jej tekście była wskazówka co do miejsca ukrycia zrabowanych skarbów. Znajdował się tam miejscowy szklarz, który ją usłyszał i rozwikłał zagadkę Kaka. Na miejscu znalazł starą lipę z wielką dziuplą, w której to były ukryte zrabowane karawanom kosztowności. Nie wiedząc, co począć z tak wielkim majątkiem, za radą miejscowego proboszcza, postanowił ufundować kościół na wzgórzu nad Bielinam, gdzie miały się odbywać msze za rozbójników i ich ofiary. Do jego budowy nie doszło, gdyż był on nocami niszczony przez złe moce. Ostatecznie świątynia stanęła w samej wsi.
Czytaj dalej »

wtorek, 21 października 2014

Czarujące Świętokrzyskie



Czarujące Czarownice


Cześć Kochani podróżnicy. Dalej plądrujemy region Świętokrzyski. Dziś zostawiamy zabytki sakralne i muzea by wkroczyć w krainę magii, na Łysą Górę. Łysa Góra (593 m n.p.m.) czasem mylona z Łysicą ze względu na zbieżność nazw, jest drugim co do wielkości szczytem Gór Świętokrzyskich. Przy okazji 50lecia Parku Narodowego został tu wybudowany wytrzymały taras widokowy, po to by móc jeszcze lepiej przyjrzeć się najbardziej charakterystycznej formie skalnej występującej w tych górach czyli gołoborzom. O nich pisałem już przy rzeczonej Łysicy, byłbym skłonny nawet twierdzić, że lepiej jest tu widoczne ich zarastanie, szczególnie jesienna porą ładnie widać grona jarzęba świętokrzyskiego. Zwiedzający, którzy wchodzili przez którekolwiek płatne wejście niech pamiętają, że nie muszą dopłacać za wjazd na taras.

Nieco magi


Puszcza w mroku śni, w niewidzie
Łysa Góra stoi w mgłach;
Zła noc idzie,
Burza idzie,

Ciemnym borem stąpa strach;
Warzą wiedźmy dziwo-ziele,
Święcą czarów tajną moc,
Przędzie siwych mgieł kądziele

Na Łysicy sowia noc.

Fragment: „Baśni o Łysej Górze”
znalezione www.swietokrzyskie.travel
W dawnych czasach słowo czarownica i czarować kojarzyło się z czymś bardzo złym, wrogim, odpychającym. Za mojego dzieciństwa jak i pewnie jeszcze teraz wielu rodziców straszyło dzieci Babą Jagą, albo jakimiś diabłami. Jednakże w dzisiejszych czasach czarowanie i czarownice nabierają bardziej pastelowych kolorów, słowo czarujący kojarzy nam się bardzo miło, a czarownice są logiem nawet unijnego programu rozwoju turystyki „Świętokrzyskie czaruje”. Nie wiem czemu ale jeśli byłbym czarownicą i miałbym lecieć na sabat to pewnie skierowałbym się na Łysą Górę, jakoś tako to zakorzeniło się w naszym światopoglądzie. Ongiś o czarownicach mówiono tak:
Na co dzień czarownice nie odróżniały się niczym od innych kobiet zamieszkujących podnóża Gór Świętokrzyskich. Były to zarówno stare samotne babki, jak i młode mężatki. Na pozór nic nie ujawniało ich prawdziwego oblicza. Jednakże, jak podają legendy, czarownice miały do czynienia z biesami, dzięki czemu posiadały tajemne moce – potrafiły rzucać uroki, odprawiały gusła przy pomocy wronich piór, końskich kopyt, bydlęcej sierści, kozich i jelenich rogów, a także chrząstek skrzydeł nietoperzy, które zbierały w Noc Świętojańską. Z jednej strony ludzie obawiali się czarownic, a z drugiej chętnie korzystali z ich porad, umiejętności, przygotowywanych wywarów z ziół oraz czarów. Podobno czarownicę można było poznać po tym, że miała dwa koziołki w oczach – po jednym w każdej źrenicy. Dlatego też wiedźmy nigdy nie patrzyły ludziom prosto w oczy, aby nie zdradzić swojej tożsamości.     
Nocami, na Łysej Górze, czarownice zbierały się, aby odprawić sabat. Przed podróżą na szczyt, rzecz jasna na miotle, smarowały swój pojazd specjalną maścią, sporządzoną z jaszczurek, węży, wróblich piórek i żabiego skrzeku. Jeśli nie wysmarowały miotły dokładnie, czarownice spadały na ziemię i dalszą część drogi musiały pokonywać piechotą. Podróż swą zaczynały wyfruwając z komina lub wzbijając się w powietrze na rozstajach dróg. W czasie sabatu spotykały się z diabłami, aby świętować, palić ogniska i przygotowywać trucizny. Szczególnie ważną dla czarownic nocą była czerwcowa noc przesilenia (noc Kupały, św. Jana), kiedy zioła zyskiwały potężną moc i wiedźmy zbierały je na stokach Łysej Góry. Poza tym, w czasie sabatów czarownice wymieniały między sobą doświadczenia, uczyły się nowych czarów i sporządzania mikstur. Gdy odzywało się pianie kura, wiedźmy żegnały się z biesami, wsiadały na miotły i wracały do domów. Te czarodziejskie spotkania miały się zakończyć w momencie powstania klasztoru benedyktyńskiego, kiedy to mnisi wypędzili stamtąd czarownice, a sama góra straciła swoje tajemne moce.           
Do dziś legenda o sabatach czarownic na Łysej Górze jest bardzo żywa. Wystarczy podejść do każdego straganiku ze świętokrzyskimi pamiątkami, żeby zobaczyć całe mnóstwo czarodziejskich pamiątek. A kto wie, czy nocami, potajemnie, czarownice nie zlatują się na Łysą Górę?

Jan Gajzler „Legenda o czarownicach”

A może jednak jest w tym ziarno prawdy?


Nie zastanawiało was kiedyś skąd to przekonanie o magicznych właściwościach Łysej Góry i odbywających się tam sabatach? Może to niedostępność szczytu, jej łyse wzniesienia, albo zmienność górskiej pogody i częste mgły? Poszukanie odpowiednich informacji lub wycieczka na miejsce może doprowadzić nas do ciekawych informacji. Otóż szczyt Łysej Góry otacza kamienny wał ułożony z głazów piaskowca, prawdopodobnie stał tu też kamienny ołtarz. Długość zachowanej części wału wynosi około 1,5 km a jego wysokość dochodzi w najwyższych punktach do ponad 2 m. Analogiczne „budowle” występują w innych częściach Polski m.in. na Ślęży, Raduni, Górze Kościuszki w województwie Dolnośląskim. Wszystkie te wały nie miały znaczenia obronnego, lecz wzniesiono je dla potrzeb kultu pogańskiego. Zapiski czeskich benedyktynów z XVI wieku podają, że Łysa Góra poświęcona była trzem bóstwom: Ładzie, Bodzie i Leli (Świst, Poświst i Pogoda). Nasi słowiańscy przodkowie gromadzili się w obrębie wału w celu odprawiania modłów i składania ofiar. 


Pogańska kapłanka - znalezione www.lodz.gazeta.pl

Czczono tu także Lela i Polela, bogów śmierci. Lel to Pan pośmiertnych żalów i obrzędów, zwiastun śmierci, pasterz dusz, natomiast Polel jest panem ostatniej drogi, przewodnikiem po zaświatach. Każdego roku, w nocy z 30 kwietnia na 1 maja tłumy pogańskich wyznawców gromadziły się na szczycie, aby ugasić święte ognie, powitać duchy zmarłych, którzy powracali wówczas na Ziemię. O świcie rozpalali nowy płomień symbolizujący cykliczne odrodzenie się czasu na kolejny rok, właśnie ta noc na Łysej Górze stawała się świętą, każdy mógł wstąpić w sferę świata bogów, oddzieloną na co dzień od ludzkiego, śmiertelnego życia. Noc ta w zachodniej części Europy znana jest pod nazwą Nocy Walpurgii. Na Łysej Górze w czerwcu odprawiano oczywiście obrzędy Nocy Świętojańskiej, najkrótszej w roku, uważanej za noc chaosu, kiedy wszelkie panujące zasady zostawały zawieszane. Ze względu na orgiastyczny charakter tego obrzędu (wszak była to noc płodności, w której folgowano przeróżnym chuciom), obchody sobótkowe przeniesiono na Górę Witosławską. Może pojawiające się stosy ofiarne widoczne jako światła z wielu kilometrów oraz utrzymujące się do połowy średniowiecza praktyki pogańskie dały tak złą sławę Łysej Górze?


Słońce przestało być bogiem


Jak wiadomo chrystianizacja Polski zaczęła się już pod koniec X w. i postępowała dalej, stopniowo zamieniano pogańskie święta na katolickie rytuały, to samo robiono z miejscami kultu. Jednym z powodów założenia w XIII w. klasztoru benedyktyńskiego było zapobieżenie kontynuacji pogańskich praktyk religijnych na Łysej Górze. Prace archeologiczne na tym terenie prowadził archeolog Jerzy Gąssowski, dzięki którego pracy w 1959 roku oraz źródłom historycznym można przypuszczać, że Łysa Góra, obok Ślęży, stanowiła jedno z najważniejszych centrów religijnych przed wkroczeniem chrześcijaństwa. Na podstawie wykopalisk ustalono również, że Łysiec był także miejscem grzebania popiołów zmarłych, którzy dzięki temu mogli wrócić do boskiej krainy świętego czasu i przestrzeni.


 
Wał kultowy - znalezione www.tenpieknyswiat.pl

Jak wygląda wał?


Cały wał kultowy o kształcie wydłużonej elipsy otaczającej szczyt Łysej Góry podzielić można na dwie części, wschodnią i zachodnią. Pierwotne wejście na teren otoczony wałem znajduje się po wschodniej stronie Szczytu Łysej Góry, tam gdzie teraz stoi klasztor. Odcinek ten jest najwyższy i charakteryzuje się bardzo starannym wykonaniem, co świadczy o całkowitym ukończeniu budowy. Wnętrze wału zbudowano z głazów, których ciężar dochodzi nawet do 100 kg. Zewnętrzne warstwy zostały obłożone mniejszymi kamieniami drobno potłuczonymi. Odmienny obraz przedstawia część zachodnia. Wał jest tutaj wyraźnie niedokończony. Brakuje okładziny z drobno potłuczonych kamieni. Przyczyną przerwania budowy było prawdopodobnie wydanie zakazu stosowania praktyk pogańskich przez pierwszych Piastów. Fakt, że łysogórskie sanktuarium zostało zlikwidowane z powodu budowy w tym miejscu olbrzymiego opactwa benedyktyńskiego również przemawia za teorią, że było ono istotną świątynią pogańskich bogów, którzy mieli być wypierani przez działalność Kościoła.


Kto wie może tragiczne dzieje Klasztoru na Łysej Górze związane są z klątwą rzuconą przez pogańskiego kapłana, a może jednak wiara ludzi i konsekracja tego miejsca sprawiła, że moc starych bogów przestała panować nad tą ziemią? Tego nie wiemy, ale świętokrzyskie na pewno czaruje…
Czytaj dalej »

piątek, 10 października 2014

Łysa, łysa Łysica

Pierwsze wrażenia


Moi mili. Czas zatrzymać się na najwyższym szczycie Gór Świętokrzyskich czyli Łysicy (612 m. n.p.m.). Ta zatrważająca wysokość bezwzględna jest przyczyną wielu szyderstw i przechwałek typu 600 m. n.p.m. ja się wspinałem na 1500. Jednakże nie dajcie się zwieść ponieważ przewyższenie na stosunkowo nie dużym dystansie jest dosyć spore i szybsze podchodzenie może przy cieplejszej pogodzie doprowadzić do zmęczenia i pocenia się. Oczywiście nie powiem Świętokrzyski Park Narodowy rozwija się dosyć mocno i w porównaniu do 2010 roku przybyło od strony Łysicy, podestów i poręczy co na pewno jest dużym ułatwieniem dla masowych turystów, niedzielniaków w japonkach i emerytów, których w sezonie sporo się kręci zarówno przy Świętym Krzyżu jak i Łysicy. Należy też zwrócić uwagę, że tuż u podnóża królowej Łysogór leży niewielkie źródełko św. Franciszka o właściwościach leczniczych, szczególnie w stosunku do oczu. Możecie być sceptyczni lub nie, ale moc cudów zależy od wiary ludzi którzy w niego wierzą. A wierzcie lub nie, widziałem w tym miejscu wycieczki z 5 litrowymi baniakami na wodę, więc musi być coś na rzeczy. Przy samym wejściu jest też pomnik z popiersiem Stefana Żeromskiego – tak to jego dziełami byliśmy atakowani przez cały okres edukacji z j. polskiego. A pomnik stoi tu dlatego, że wywodził się z regionu świętokrzyskiego ze wsi Ciekoty. Napisał też Puszczę Jodłową, a właśnie taki obszar siedliskowy występuje przy Łysicy.

Wyprawa z harcerzami w 2010 r.

 A co to te gołoborze?


To co zwraca naszą uwagę przy wejściu w okolice szczytu to rozpościerające się bardzo charakterystyczne dla tego regionu rumowiska skalne tzw. gołoborza. Powstały one głównie w plejstocenie, gdy cykle zamrożeń i rozmrożeń powodowały erozję mrozową skał i ich rozpad na mniejsze frakcje. Gołoborze jest zbudowane z dużych głazów pomiędzy, którymi istnieją liczne, wypełnione powietrzem szczeliny. Brak tu drobnoziarnistego rumoszu, z którego mogłaby wytworzyć się gromadząca wodę gleba. Szczególne znaczenie ma to w części środkowej, gdzie wysokość gołoborza sięga 1,5 m. Powoduje to, że nawiewane przez wiatr niewielkie ilość materii organicznej i mineralnej są szybko wypłukiwane przez deszcze. Warunki glebowe i klimatyczne panujące w środkowych partiach gołoborza pozwalają jedynie na przetrwanie mało wymagających mchów i porostów. Dla pojawiających się siewek drzew, krzewów i innych roślin to istna pustynia, dlatego szybko zamierają z powodu braku wody i możliwości zakorzenienia. Na szczęście dzięki temu zjawisku centralna część gołoborza długo pozostanie bezdrzewna.
Gołoborze na Łysicy

Czy gołoborza przetrwają?


Natomiast w brzegowej części gołoborza dopływ materii organicznej jest znacznie bardziej obfity. Na rumowiska skalne opadają obumarłe liście, igły a nawet pnie drzew, z nich to właśnie powstają ogniska materii organicznej zwieszone w szczelinach między głazami. W takich warunkach większość naszych drzew i krzewów nie jest w stanie się zakorzenić, ale nie jarząb pospolity. Posiada on zdolność kontynuacji wzrostu korzeni poprzez przestrzeń powietrzną znajdującą się miedzy skupieniami materii organicznej. Korzenie jarzębiny przerastając nagromadzoną tam materię tworzą plątaninę chroniącą je przed wypłukiwaniem przez wodę zalążków gleby. Szczeliny stopniowo całkowicie zapełniają się i mogą w tych miejscach rosnąć bardziej wymagające gatunki drzew. Szczególnie ładnie widać jarzębinę świętokrzyską na platformie widokowej na Łysej Górze właśnie we wrześniu kiedy stroi swoje grona w czerwienie. Gołoborze bardzo powoli, ale stale zarasta lasem. Zalesienie przetrwały tylko bardzo duże gołoborza na Łysej Górze i Łysicy o pow. 2,5 ha. Pierwotnie powierzchnia otwartych gołoborzy w Łysogórach wynosiła około 1000 ha, do dziś niezalesione pozostało nieco ponad 22 ha.

A może jednak w powstaniu gołoborzy było nieco magi?


Jak to bywało w dawnych czasach ludzie nie wiedzieli, że to erozja spowodowała rozbicie skał dlatego też wymyślili swoją własną teorię na powstanie w tym miejscu gołoborza a brzmiała ona mniej więcej tak:


"Dawno, dawno temu, na szczycie stał piękny zamek. Błyszczały w słońcu złote blachy i dachy, a wspaniałe rzeźby lśniły bielą na tle smukłych jodeł. W tym pałacu żyły dwie siostry - obydwie młode i piękne. Młodsza, złotowłosa i błękitnooka Agata była cicha, spokojna, kochała przyrodę, a nade wszystko ptaki. Przywoływała je do pałacowych okien i karmiła z ręki ziarnem i okruszynami chleba. Starsza Jadwiga miała zupełnie inną naturę. Nudziła się w pustych zamkowych komnatach, lubiła tańce, zabawy i gwar. Pewnego dnia obok zamku przejeżdżał młody rycerz. Zachwycony pięknem wyniosłej budowli, poprosił siostry o gościnę. Jadwiga z radością przyjęła młodzieńca pod dach, zaraz też pokochała go z wzajemnością i całe dni spędzała u jego boku. Agata zaś wolała towarzystwo swoich skrzydlatych przyjaciół i długie spacery wśród zielonych jodeł i rozłożystych paproci. Wieczorem siadała cicho w okienku, stroniąc od towarzystwa siostry i jej rycerza.
Łysica zdobyta po raz drugi w tym roku,
pierwszy szczyt do Korony Gór Polski
Pewnej nocy starszej siostrze przyszła do głowy straszna myśl. Postanowiła zgładzić Agatę, a po jej śmierci panować na zamku razem z wybrankiem swojego serca. Podzieliła się zbrodniczym planem z ukochanym. Wczesnym świtem młodzieniec zakradł się do komnaty Agaty, chcąc ją uśpioną zrzucić z zamkowej wieży. Kiedy dotarł na miejsce, posłanie było puste. Dziewczyna wybiegła już do lasu, powitać nowy piękny dzień. Wyrodna siostra jednak nie zrezygnowała. Do dzbana złotego miodu dolała trucizny i czekała, kiedy spragniona Agata napije się z niego. Słońce wysuszyło już rosę, kiedy nieświadoma podstępu Agata wracała do zamku. Była już bardzo blisko, gdy nagle czarne chmury zasnuły niebo, pierwszy grom uderzył w wysokie drzewo.
Dziewczyna z przerażeniem dostrzegła nad zamkiem wielką jasność i usłyszała ogłuszający huk. Piorun uderzył w zamkową wieżę, a od jego wielkiej mocy zamek rozpadł się na tysiące kamieni. Płacząc żałośnie chodziła wśród głazów, ale nie znalazła siostry i jej kochanka. Jej łzy wyżłobiły ślady na kamiennych blokach. Możemy je dziś zobaczyć na gołoborzu zrodzonym z zamkowych ruin. Łzy Agaty spływały z Łysicy, aż u stóp góry utworzyły źródełko. Ma ono cudowną moc - woda z niego leczy choroby oczu. Źródełko to nazwano imieniem opiekuna naszych oczu, którym jest św. Franciszek." 
[Legendy Świętokrzyskie, Tatiana Banaś i Ryszard Garus, Kielce, s. 21-22]


Autor legendy bardzo ciekawie wykorzystał fakt istnienia przy łysicy szczytu Agata oraz źródełka św. Franciszka. Nie ważna czy zawierzycie badaniom czy legendom, Łysica jest dosyć urokliwym miejscem i konieczna do zobaczenia przez każdego szanującego się turystę. Polecam, też przejść cały Park jednodniową wycieczką. Z błękitem nieba!
Czytaj dalej »

wtorek, 7 października 2014

Muzeum ŚPN

 Informacyjnie



Byłem już w kilku Parkach Narodowych, każdy jest nieco inny, ale każdy chce się pochwalić swoją historią i chronioną przyrodą nie tylko na szlaku. Dlatego w wielu Parkach Narodowych czy też krajobrazowych powstają Izby historyczno-przyrodnicze lub nawet Muzea Przyrodnicze. Szczerze przyznam, że w Świętokrzyskim Parku Narodowym byłem już 3 razy i dopiero ostatnim udało mi się dostać do jego muzeum mieszczącego się w klasztorze pobenedyktyńskim na Świętym Krzyżu. A muszę przyznać, że było to drugie krajoznawcze bardzo pozytywne zaskoczenie mojego wrześniowego wyjazdu.
Na początku ważna informacja dla osób wchodzących najpopularniejszą trasą czyli spod Nowej Słupi. Otóż idąc nią i wchodząc na dziedziniec klasztoru widzimy przed sobą duży napis „Wystawa ŚPN”. Podchodzimy do drzwi ale niestety są zamknięte. To dlatego, że wejście jest z drugiej strony budynku, a z tej mamy wyjście otwierane przez pracowników muzeum przy końcu zwiedzania. Taki zabieg jest konieczny aczkolwiek mylący, ponieważ  wystawa jest skonstruowana jednokierunkowo. Gdy już jednak zorientujemy się, że wejście jest od strony Gołoborza na Łysej Górze to możemy bez problemu zacząć zwiedzanie.
Wystawa urbanizacyjna, znalezione www.swietokrzyskipn.org.pl

 Zaczynamy zwiedzanie


Wejście do muzeum jest stosunkowo niedrogie, bilet normalny kosztuje 8 zł. Po dokonaniu formalności, ewentualnej pieczątce pamiątkowej wchodzimy do pierwszej sali. A tam czeka na nas ciemność, na szczęście po chwili słychać głos Kryśki Czubówny i zapala się światło oświetlając centrum pomieszczenia, na którym jest makieta terenów Łysogór. Jedna strona przedstawia stan pierwotnej puszczy, po krótkiej chwili zostaje obrócona o 180° i widzimy makietę stanu obecnego. Jeszcze tylko spojrzenie na kilka plansz zgodnie z głosem naszego przewodnika i możemy obejrzeć krótki film. Nagle światło gaśnie i zapala się w następnej wystawie, to znak, że możemy iść dalej. Kontynuujemy opowieść o historii regionu i jego urbanizacji. Zaczynamy w kulturze przeworskiej, dalej czasy Cesarstwa Rzymskiego i funkcjonujące tam piece dymarkowe do wytopu żelaza. Następny etap to dalsza urbanizacja regionu w wiekach średnich i oświeconych i związane z nimi powstanie dużych ośrodków hutniczych w środku Łysogór oraz eksploatacja puszczy do produkcji węgla drzewnego oraz dziegciu. Ostatnia część historii opowiada o rozpoczęciu myślenia zachowania pierwotnej puszczy jodłowej i lasów bukowych regionu świętokrzyskiego, pracy leśników w XIX i XX wieku oraz powołaniu samego Parku w 1950 roku. Wszystkie historie oparte są o rzeźby i rekonstrukcje zagospodarowań.

(Pre)Historia


Znowu gaśnie światło, tym razem przy pomocy pracowników muzeum musimy przejść obok rekonstrukcji lasu by wejść do małego pomieszczenia. Chwilowe rozczarowanie zaraz ginie w panującym tam mroku, jeszcze kilka słów niezastąpionej Krystyny i słychać ryk dinozaura, a w pomieszczeniu robi się jasno. Na samym środku uwagę przykuwa mały stolik w kształcie amonitu, na którym zaznaczone są wszystkie epoki geologiczne. Lektor zaczyna opowieść o prehistorii, na stoliku podświetla się prekambr i gablotka na wystawie ściennej. Krótkie zwarte informacje kierują nas dookoła sali, zwiedzamy w ten sposób wszystkie okresy geologiczne. W gablotach ściennych do obejrzenia są różne ryciny, schematy, a także wykopaliska pochodzące z regionu. Dodatkowo w podłodze umieszczone są podświetlone różne kopaliny jak siarka czy żelazo no i jeszcze zapomniałbym o stojącym nad wejściem dinozaurem.
znalezione www.kielce.gazeta.pl

W sercu puszczy jodłowej


Czas skończyć opowieści historyczne i zobaczyć co piszczy w puszczy. Wracamy do poprzedniego pomieszczenia gdzie mijaliśmy rekonstrukcję lasu. Słuchamy aksamitnego głosu Krystyny, która opowiada nam o roślinach i mieszkańcach obecnej puszczy. Zza drzew wychyla nam się jeleń i dzik, gdzieś w norce siedzą dwa liski, a po drzewie wspina się wiewiórka. Na gałązkach siedzi parę ptaszków, nawet puchacz patrzy na nas przenikliwym wzrokiem. Puszczą szedłem kilka razy, klimat jest nieźle oddany, chociaż żeby poczuć się jak w filmie fantazy jak powiedział mój znajomy trzeba się pokusić na wycieczkę w rzeczywistości. My jednak przechodzimy do dalszej części opowieści czas na Chełmową Górę, która jest nieco wysunięta na północny-wschód od pasma Łysogór, ale ze względu na występującą tam niespotykaną ilość mrowisk została objęta ochroną Parku. Przyglądamy się przekrojowi podziemnemu mrowiska, chętni próbują znaleźć królową mrówek i już zaczyna się opowieść o lesie bukowym. Tam kolejni wypchani milusińscy. Przechodzimy do ostatniego etapu zwiedzania. Najpierw sala z najmniejszymi mieszkańcami Łysogór, można tu zobaczyć modele w powiększonej skali różnych owadów, a zaraz obok pod lupką ich oryginał. Są tu też przekroje przez glebę, w których zobaczymy gryzonie i ich gniazda, krecika oraz żmiję zygzakowatą. Ponadto sporo plansz, wykresów i kilka filmów. Na deser jeszcze garść informacji na temat destruentów i łańcucha biologicznego w puszczy oraz utrzymaniu jej pierwotnego charakteru i po 40 minutach ciekawego bombardowania nas informacjami wychodzimy na dziedziniec klasztoru żegnani przez pracownika  Muzeum.

Wrażenia


Jak już pisałem na początku jestem szczerze i bardzo pozytywnie zaskoczony zwiedzaniem w muzeum. Byłem w różnych izbach, najczęściej znajdziemy tam trochę futrzastych i pierzastych przyjaciół z lasu, troszkę robaczków jakiś plansz, makiet i tyle. Muzeum Pienińskiego Parku Narodowego też troszeczkę wchodzi już w konwencję interaktywnego zwiedzania, oczywiście z wykorzystaniem dużej ilości materiałów multimedialnych i Krystyny Czubówny. Jednak tam wszystko jest wsadzone w jedną salę i po 20 minutach oglądania kolejnych filmów zaczyna się nam nudzić. Tutaj trzeba pogratulować twórcom wystawy, jest sporo informacji, eksponaty na wyciągniecie ręki, trochę multimediów, elementy zaskoczenia i rozbudzanie ciekawości przez jednokierunkowość zwiedzania. Po prostu ktoś bardzo mocno przemyślał konstrukcję zwiedzania i chwała mu za to. Naprawdę polecam wszystkim odwiedzenie tego miejsca, jak na razie to chyba najlepsza atrakcja regionu jaką miałem przyjemność zobaczyć.

Daję 10/10. Więcej informacji na temat samego Parku i Muzeum na stronie domowej http://www.swietokrzyskipn.org.pl.
Czytaj dalej »

poniedziałek, 6 października 2014

Świety, święty, święty


Przepraszam za opóźnienie w publikacji postów, ale w ubiegłym tygodniu miałem małe urwanie głowy, a w weekend wesele znajomych z poprawinami. Dziś chciałbym zabrać was na wycieczkę na Święty Krzyż, a na nim kilka rzeczy do obejrzenia. O historii samej góry zwanej też Łyścem pisałem niedawno w poście dotyczącym jelenia w herbie. Przyszła pora na ikonę gór świętokrzyskich czyli Sanktuarium Świętego Krzyża w Klasztorze pobenedyktyńskim.

znalezione www.histmag.org

Na szczycie Łysej Góry


Jest to najpopularniejsza atrakcja regionu świętokrzyskiego, oprócz wymiaru turystycznego ma także duchowy związany z relikwiami Krzyża Świętego. Prowadzone są tu liczne i stałe pielgrzymki, świadczyć mogą o tym np. krzyże stawiane co roku pod murami klasztoru oraz duża scena do plenerowych mszy świętych. Najpopularniejsza droga wiedzie od strony Nowej Słupi, zaczynając się przy posągu Emeryka. Dla potrzeb pielgrzymów i co bardziej leniwych turystów jest możliwość dojechania na szczyt asfaltową drogą od strony przełęczy Huckiej.
Jak podaje tradycja, klasztor został ufundowany przez Bolesława Chrobrego, jednakże w źródłach historycznych można doszukać się informacji, że klasztor został zbudowany prawie 250 lat później. Jak to bywa przy tego typu budowlach, miał on burzliwą historię przeplataną najazdami, pożarami itp. Należy pamiętać, że pierwszymi włodarzami tego miejsca byli Benedyktyni ze swoją słynną maksymą „Ora et labora” Módl się i pracuj. A benedyktyni byli znani z tego, że ich sztandarowym zajęciem było przepisywanie ksiąg. Pomimo tego, że jeden zakonnik w czasie całego swojego życia był w stanie przepisać jedynie kilka tomów to klasztor świętokrzyski mógł się pochwalić niesamowitą biblioteką.

Czas upadku


Jedne z większych spustoszeń to najazd szwedzki. Na szczęście zakonnicy zachowali się bardzo trzeźwo i 3 wyznaczonych wcześniej braci uszło z gadżetami ze skarbca i relikwiami za granicę zanim klasztor padł łupem najeźdźców. Z biegiem lat i kolejnymi wojnami był on sukcesywnie niszczony i odbudowywany. Pierwszym gwoździem do jego trumny była kasata opactwa w 1819 r. ze względów politycznych i chęci wzbogacenia się osób związanych z zaborcami rosyjskimi. Po kilkuset latach klasztor przestał istnieć, zakonników rozgoniono, sprzedano wszystkie nieruchomości i ruchomości podczas licytacji a relikwie przeniesiono do Nowej Słupi. Na szczęście wiara ludu nie poddawała się politycznym grom i ludzie nadal pielgrzymowali już do pustego klasztoru, po roku biskupowi sandomierskiemu udało się sprowadzić 3 zakonników. Jednakże ze względu na zakaz prowadzenia nowicjatu opiekowali się oni dużym kompleksem klasztornym przez kilkadziesiąt lat, co wpłynęło na jego słabą kondycję. Powstania narodowe także nie przynosiły klasztorowi pożytku. Władza carska zaczęła patrzeć na to miejsce jako gniazdo myśli narodowej.
Ostatnim gwoździem do trumny miało być zamienienie części opactwa na więzienie karne o zaostrzonym rygorze. Co ciekawe nawet za czasów II RP nie przywrócono temu miejscu pierwotnej funkcji. W latach trzydziestych XX w. teren więzienia opasany był pięciometrowym murem, zabezpieczonym sześcioma wieżami strażniczymi. Murowane wieże obsadzone były przez uzbrojoną straż i zaopatrzone w reflektory. Zanim weszło się do właściwego więzienia, trzeba było przejść przez trzy bramy. Pierwsza, zewnętrzna miał u góry napis: „Święty Krzyż Ciężkie Więzienie" natomiast od wewnątrz umieszczono dwuznaczne zdanie: „Idź z Bogiem i nie wracaj" . Myślicie, ze gorzej być nie może? Oczywiście, że może przecież przed nami jeszcze hitlerowska myśl społeczna. Okupanci nie mogli przegapić okazji jakim było prowadzone tu wiezienie i zamienili je w obóz zagłady dla jeńców radzieckich. Był on przeznaczony na wyniszczenie, przeciętny stan obozu wynosił około 2 tyś., jeńców wykańczanych głodem i chorobami zakaźnymi. Na szczęście zlikwidowano go w II połowie 1942 roku, Trwałym dowodem zbrodni niemieckich są mogiły na polanie Bielnik, gdzie spoczywa około sześciu tysięcy osób. Jednak pewnie jak się domyślacie po czasie zagłady w końcu nadeszło zmartwychwstanie dawnego kompleksu. Lata powojenne to wielka odbudowa klasztoru, nawet wchodząc dzisiaj można zobaczyć jeszcze różne sprzęty budowlane i ślady renowacji.


Zmartwychwstanie


Po około godzinnym spacerku pod górę idąc z Nowej Słupi naszym oczom ukazuje się rozległa polana, a na niewielkim wzniesieniu nad nią i całą okolicą góruje klasztor. Jeszcze tylko zrobimy sobie zdjęcie przy wschodniej bramie i już jesteśmy na dziedzińcu. W sezonie po przepchaniu się przez zalegający tam tłum możemy dostać się do środka i zwiedzić kilka atrakcji. Podstawową jest kościół w stylu barokowo-klasycystycznym z relikwiami Krzyża Świętego. Przereklamowane i dodatkowo płatne jest wejście do katakumb, gdzie można zobaczyć zmumifikowane zwłoki Jeremiego Wiśniowieckiego ( tak to ten z ogniem i mieczem co dawał się we znaki Tatarom) i trochę szabelek. W klasztorze można zobaczyć też muzeum klasztorne. Jest o tyle ciekawie, że urzędujący obecnie mnisi Oblaci od Maryi Niepokalanej w ramach nowicjatu oprowadzają zwiedzających. Można łatwo i w przystępny sposób dowiedzieć się o historii klasztoru, zwyczajach benedyktynów oraz o historii zgromadzenia Oblatów. Z racji tego, że obecni włodarze są misjonarzami można obejrzeć tu fanty z różnych miejsc świata takie jak choćby biblia po eskimosku. Ostatnim z miejsc do odwiedzenia w kompleksie klasztoru jest Muzeum Świętokrzyskiego Parku Narodowego, które wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie, ale o tym w następnym artykule. Tam gdzie dużo ludzi nie może zabraknąć gastronomii, pamiątek i handlarzy z chińskimi festyniarskimi rzeczami. Można tu nawet zjeść coś na ciepło, czy to w stojącej obok budzie czy tez klasztornej jadłodajni.

Kończymy naszą wycieczkę po Świętym Krzyżu, tak naprawdę ciężko jest mi ocenić to miejsce. Byłem tam 3 razy i za każdym odkrywałem coś nowego. Widać, że klasztor się rozwija i jest oczkiem w głowie lokalnych władz i włodarzy. Może już niedługo będzie można wejść na wieżę klasztorną i zobaczyć piękną panoramę regionu świętokrzyskiego. Jest to miejsce, które w swoich wycieczkach po Polsce każdy szanujący turysta powinien odwiedzić pomimo masowości jego charakteru. Polecam pojawić się tam poza sezonem, jest większa szansa na ucięcie sobie miłej pogawędki z szukającym powołania mnichem.

Stawiam 7/10. Więcej informacji do znalezienia np. tu .
Czytaj dalej »