środa, 29 października 2014

Tam gdzie Kak na karawany polował

Niepozorna wioska


Gdzieś w połowie drogi z Przełęczy Huckiej do Świętej Katarzyny leży mała, niepozorna wioska Kakonin. Jedyna rzecz, która wyróżnia ją turystycznie spośród kilkunastu leżących w otulinie Świętokrzyskiego Parku Narodowego jest wolnostojąca chata z XIX w. Owe domostwo jest przykładem budownictwa drewnianego w tym regionie. Jeżeli nie macie akurat w planach podróży do Muzeum Wsi Kieleckiej, to jest to świetna okazja żeby przyjrzeć się lokalnemu kunsztowi wykonania. Chata jest konstrukcji zrębowej, na solidnej powale, pokryta gontem, trzytraktowa, z zewnątrz bielona. W sezonie można w środku zwiedzać także niewielką wystawę etnograficzną, muszę przyznać, że od 2010 roku gdy tam byłem po raz pierwszy dużo się zmieniło dookoła. Ktoś wpadł na pomysł, że w tym miejscu wiele osób kończy lub zaczyna wycieczkę na Łysicę, dlatego zaczęła wokół chaty powstawać mała infrastruktura turystyczna. Mała gastronomia z czymś na ciepło i drobnymi przegryzkami oraz wc, jakaś weranda sklepik z pamiątkami. Oprócz sławetnej chaty Kakonin wyróżnia to, że miał swojego lokalnego Robin Hooda, ten tutaj nazywał się zbójnik Kak i zamiast dopiekać szeryfowi, psuł humor biskupowi krakowskiemu, który miał rezydencję w niedalekim Bodzentynie.

Kakoniński Robin Hood


Zbójnik Kak łupił głównie karawany kupieckie, ciągnące w kierunku Krakowa, Kielc oraz Sandomierza. Był bardzo silny, sprawny bojowo oraz mający budzące grozę spojrzenie. Zgromadził wielkie bogactwa, a część łupów rozdał mieszkańcom okolicznych wiosek. Założył własną wieś, która miała być poprzedniczką dzisiejszego Kakonina. Jego zbójecką działalność próżno próbował ukrócić biskup krakowski – Kak pozostawał ciągle nieuchwytny. Było tak do czasu, kiedy podczas jednego z napadów zbój pojmał piękną siostrzenicę biskupa. Oboje zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia, jednak porwanie ściągnęło na Kaka ostateczny gniew wuja dziewczyny. Zaczęło się wielkie polowanie w Łysogórach, wkrótce zbójnik został wytropiony i okrążony na Łysicy. Kiedy odparł pierwsze ataki rzucając w napastników znajdującymi się tam głazami z gołoborzy, tropiący zaczęli strzelać do niego z łuków. Wtedy to ukochana dziewczyna zasłoniła zbójnika własnym ciałem i zginęła. Oszalały Kak rzucił się na napastników, ostatecznie jednak został pojmany. Skazany na karę śmierci przez powieszenie na rynku w Krakowie. Przed śmiercią śpiewał piosenkę:     

"Oj lipko, lipko pod Kakoninem,              
Kto ciebie odnajdzie zostanie panem.
"

Zdjęcie z 2010 r, dziś w tym miejscu jest już cała infrastruktura
W jej tekście była wskazówka co do miejsca ukrycia zrabowanych skarbów. Znajdował się tam miejscowy szklarz, który ją usłyszał i rozwikłał zagadkę Kaka. Na miejscu znalazł starą lipę z wielką dziuplą, w której to były ukryte zrabowane karawanom kosztowności. Nie wiedząc, co począć z tak wielkim majątkiem, za radą miejscowego proboszcza, postanowił ufundować kościół na wzgórzu nad Bielinam, gdzie miały się odbywać msze za rozbójników i ich ofiary. Do jego budowy nie doszło, gdyż był on nocami niszczony przez złe moce. Ostatecznie świątynia stanęła w samej wsi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz