czwartek, 20 listopada 2014

W Tokarni zatrzymał się czas


Nieco o skansenie


znalezione www.mwk.com.pl
Moi drodzy schodzimy z Łysogór na troszkę bardziej płaskie części Gór Świętokrzyskich. Jako pierwsze miejsce chciałbym wam zaprezentować Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni niedaleko Chęcin. O samym obiekcie pisałem nieco przy okazji wpisu o Kaku oraz o Bodzentynie, ponieważ w tych miejscach znajdują się zamiejscowe obiekty muzeum w swoim powiedzmy naturalnym środowisku. Chciałbym zacząć od tej atrakcji ponieważ jest to jedno z miejsc, które spodobało mi się podczas mojej ostatniej wyprawy w Góry Świętokrzyskie w tym roku.

Skansen zajmuje ogromną powierzchnię 65 ha na której zgromadzono ponad 30 różnych drewnianych obiektów. Jest to oczywiście raj dla wszystkich, którzy interesują się architekturą drewnianą, ale zwykły turysta chcący zobaczyć jak żyło się dawniej też znajdzie tu swój kawałek nieba. Wejście do muzeum jest dosyć niedrogie, bilet normalny kosztuje 12 zł, natomiast ulgowy połowę tego. Muzeum można zwiedzać na własną rękę, przy każdym obiekcie znajduje się tabliczka z krótkim opisem, można też wynająć przewodnika, który na pewno dostarczy nam większej ilości wiedzy. Muzeum oferuje bogaty zakres usług szczególnie atrakcyjnych dla szkół. Można tu uczestniczyć w lekcjach i prelekcjach muzealnych lub historycznych, prowadzone są pokazy i warsztaty etnograficzne, rękodzieła ludowego, jest program warsztatów dla osób z dysfunkcją wzroku „Sztuka bez barier”, można zobaczyć ginące zawody, zorganizować komercyjne sesje fotograficzne. Dodatkowo można się też tu przespać, przy tylnym wejściu nawet kończą się spływy kajakowe i pontonowe Czarną Nidą, dlatego jest też to niezłe miejsce na imprezy firmowe, no i prawie bym zapomniał o karczmie, która znajduje się przy wejściu – można tam zjeść m.in. pstrąga tęczowego hodowanego w Tokarni. Aktywny turysta też nie będzie miał okazji się nudzić, ponieważ muzeum wprowadziło system questingu - krótkich zagadek, które należy wykonać na terenie muzeum i potwierdzić stosownymi wpisami do kart z questami. Pozwólcie jednak, że przybliżę wam pewne obiekty z muzeum:


Kościół szpitalny z Rogowa


Piękny kościół drewniany
Budowlą, która rzuca się w oczy tuż po wejściu jest piękny drewniany kościołek stojący na środku pierwszej polany. Jest to świątynia pod wezwaniem Matki Bożej Pocieszenia wzniesiony w Rogowie w 1763 roku. Fundatorem świątyni był Michał Wodzicki, ówczesny dziedzic Rogowa, podkanclerzy wielki koronny oraz biskup przemyski (ciekawe, że w tych czasach można było piastować godność biskupią i ważną funkcję państwową). Ściany kościoła zbudowano w konstrukcji zrębowej, z drewna modrzewiowego na dębowych podwalinach. Dach pokryty jest gontem. Wyposażenie kościoła pochodzi głównie z XVIII wieku, choć znajdują się tam także elementy starsze np. siedemnastowieczne obrazy znajdujące się w ołtarzach bocznych. Ciekawym elementem wystroju wnętrza jest belka tęczowa, wykonana jest z jednego kawałka modrzewiowego drewna, umieszczona na granicy nawy głównej i prezbiterium. Widnieje na niej napis fundacyjny w języku łacińskim wraz z datą. Centralnie do belki tęczowej przymocowano barokowy krzyż z postacią Chrystusa. Uwagę zwiedzających zwraca zabytkowe wyposażenie świątyni z piękną, bogato zdobioną amboną oraz oryginalnymi ołtarzami bocznymi. W ołtarzu głównym, zawieszono obraz przedstawiający Madonnę z Dzieciątkiem, pochodzący z 2 połowy XVIII wieku. Na uwagę zasługują również bogate polichromie reprezentatywne dla małopolskiego baroku, w których zaznaczają się silne akcenty ludowe.

Zagroda okólna z Kaliny Małej


Nawet mały ogródek jest
Idąc dalej trafimy na kompleks zagród wiejskich z XVIII i XIX w. Jest ich naprawdę dużo, w wielu mieści się bogata ekspozycja etnograficzna, można dotknąć sprzętów codziennego użytku, jak się ma trochę szczęścia zajrzeć  na strych albo do drewutni lub zagrody. W lato jest też prowadzona rekonstrukcja życia wsi, szczególnie najmłodsi i mieszczuchy będą zachwyceni zwierzętami gospodarskimi, które biegają w zagrodach ekspozycyjnych. Zagrodą, która najbardziej przykuła moją uwagę jest tzw. okół z Kaliny Małej wybudowany około połowy XIX w., reprezentuje typ zagrody zamkniętej, spotykanej m.in. na terenach południowej Kielecczyzny. Jest to dla mnie bardzo fascynujący typ zabudowy, po raz pierwszy widziałem coś podobnego w Wielkopolsce przy okazji zabudowy poniemieckiej. Dla mnie Mazowszanina wychowanego na wsi jest to bardzo ciekawa idea, ponieważ my lubimy duże powierzchnie, przestrzenne podwórka ogrodzone płotem, tu natomiast mamy coś zupełnie odwrotnego bardzo zwarta i kompleksowa zabudowa. W skład zagrody wchodzą, chałupa, stajnia, obora, chlew, chlewik oraz obszerna wozownia. Budynek mieszkalny ma ściany z belek sosnowych, posadowione na wysokiej podmurówce z kamienia polnego. Czterospadowy dach chałupy pokryto słomianą „strzechą”, układaną na narożach „dymnika” – jest to pozostałość po historycznych chałupach kurnych. Od tyłu do zagrody można się dostać przez dwuskrzydłowe wrota, umieszczone pomiędzy murowanymi budynkami inwentarskimi i drewnianym chlewikiem. Od frontu wjazd na podwórze prowadzi przez szerokie wrota, wiodące bezpośrednio pod zadaszoną przejazdową wozownię. W zagrodzie okólnej z Kaliny Małej, odtworzone zostały warunki życia zamożnej rodziny chłopskiej z la 30. XX wieku. Właściciele gospodarstwa oprócz uprawy roli trudnili się dodatkowo powroźnictwem i sezonowym tłoczeniem oleju. O pozarolniczych zamiłowaniach mieszkańców świadczy zestaw narzędzi do kręcenia powrozów przechowywany w komorze oraz mała, domowa prasa olejarska stojąca w sieni obok letniej kuchenki.


Wiatrak z Grzymałkowa


Robi wrażenie
Przechodząc przez kolejne zagrody dojdziemy do skupiska wiatraków. W muzeum znajdują się chyba wszystkie ich typy wybudowane w ubiegłych wiekach jakie istnieją: paltraki, holendry, koźlaki. Jednym z ładniejszych przedstawicieli jest wiatrak wieżowy typu holenderskiego z Grzymałkowa gm. Mniów, wybudowany w 1931 roku. Pierwotnie stał w wsi Pakuły, w 1947 został przeniesiony. Jest to obiekt trójkondygnacyjny typu „holender” zbudowany na planie ośmioboku. Wiatrak wybudowano na ośmiu dębowych podwalinach, ułożonych na podmurówce z kamienia polnego. Ściany wzniesiono w konstrukcji szkieletowo-ryglowej i oszalowano pionowymi deskami. Mechanizm napędowy wiatraka tworzą dwie pary skrzydeł zwane „śmigami” osadzone w głowicy wału śmigłowego. Budynek przykryty jest dwuspadowym dachem z ruchomą, obrotową czapą, typową dla wiatraków holenderskich. Umożliwia ona ustawianie skrzydeł w kierunku wiejącego wiatru.

Dwór z Suchedniowa


W dalszej części muzeum przedstawione jest założenie dworskie rodem z Pana Tadeusza, do dosyć sporego parterowego dworku prowadzi droga, którą wyznacza pas drzew. Dwór został wzniesiony na początku XIX wieku. Ściany zewnętrzne budynku zbudowano z krawędziaków modrzewiowych oszalowanych deskami, zaś ściany działowe z drewna jodłowego. Dwór nakryto dachem naczółkowym, poszytym podwójną warstwą jodłowego gontu. Przed frontowym wejściem znajduje się kolumnowy ganek.
"Pan Tadeusz" jak malowany
W środku znajduje się ekspozycja typowa dla dworu z drugiej połowy XIX wieku, ukazuje warunki życia średniozamożnej rodziny szlacheckiej. Salon to najbardziej reprezentacyjne miejsce dworu. Obok niego odtworzono sypialnie właścicieli. W tym pomieszczeniu, na uwagę zasługuje komoda, ciekawym eksponatem jest również biurko w stylu Napoleona III, znajdziemy tu też zapomniane urządzenia jak np. spluwaczka. Nieodzownym pomieszczeniem w każdym dworze był gabinet, czyli miejsce pracy i wypoczynku pana domu oraz zarządcy majątku. Tradycje rodowe i patriotyczna przeszłość podkreśla wisząca na ścianie biała broń i święty obraz umieszczonych na tle wschodniego kobierca. Przechodząc dalej trafimy do jadalni. Centralnie, ustawiono tam duży stół z kompletem krzeseł o wysokich oparciach, samowar, naprzeciw którego stoi kredens kryjący zastawę, w tej części najciekawszym odkryciem było dla mnie, że ludzie tamtych czasów używali już np. krzeseł dla niemowlaków. Dopełnieniem wystroju jadalni są portrety rodzinne zawieszone na ścianach. Przez sień gospodarczą, której ściany zdobią trofea myśliwskie przejdziemy do kuchni połączonej ze spiżarnią. W kuchni możemy przyjrzeć się dużemu, murowanemu trzonowi kuchennemu z płytą żeliwną i fajerkami oraz piecem chlebowym. Kuchnię wyposażono w potrzebne meble i naczynia. Na płycie kuchni umieszczono ciekawe urządzenie do palenia kawy, a przy wejściu do spiżarni drewnianą maselnicę na korbę. Za arkadowym przejściem w podstawie komina znajduje się izba czeladna, w której dawniej służba wykonywała prace gospodarcze. Z izbą czeladną sąsiaduje pokój rezydentki – zubożałej krewnej, która w zamian za gościnę pomagała w gospodarstwie. Pokój wyposażono w podstawowe funkcjonalne meble, uzupełnienie stanowią damskie bibeloty oraz liczne dewocjonalia.


Spichlerz dworski ze Złotej



Jestem pod wrażeniem kunsztu wykonania
Duże wrażenie robi dwupiętrowy spichlerz dworski wzniesiony z fundacji Eliasza Wodzickiego w 1719 r. z Rogowa nad Wisłą znajdujący się tuż za dworkiem. Około połowy XIX wieku obiekt rozebrano, a następnie przeniesiono do miejscowości Złota, gdzie przetrwał do naszych czasów. Jest to bardzo reprezentacyjny i okazały budynek gospodarczy zbudowany z modrzewiowego, sosnowego i dębowego drewna, w konstrukcji zrębowej. Spichlerz ze Złotej jest budowlą dwukondygnacyjną, bez piwnic z ogromnym użytkowym poddaszem. Na pierwszej i drugiej kondygnacji znajdowały się po dwie komory przedzielone centralnie usytuowaną sienią. Uwagę zwraca piękny łamany dach krakowski, pokryty gontem, a także profilowane wypusty podciągowych belek stropowych tzw. „rysie”. Obiekt ze względu na datowanie, a także bryłę i szczegóły konstrukcyjne, zaliczany jest do 10 najcenniejszych dworskich budynków gospodarczych pochodzących z epoki baroku. W skansenie, spichlerz pełni rolę wystawienniczo-edukacyjną.


Mała osada


Moim zdaniem Skansen w Tokarni jest bardzo ciekawie zbudowany. Mamy tu odtworzoną małą wioskę oraz folwark. Na terenie obiektu oprócz samej ekspozycji architektonicznej są też zmieniające się wystawy etnograficzne i historyczne. W muzeum uwagę przykuwa  też wiele innych obiektów często bardzo specjalistycznych, jak apteka z pełnym wyposażeniem i małym laboratorium do warzenia leków. Miejsce to wywarło na mnie  bardzo pozytywne wrażenie, sama wystawa ma mnóstwo ciekawych obiektów, w sezonie można podejrzeć nieco z tradycyjnego rzemiosła i wsi, znajdzie się tu coś dla spędzających czas aktywnie i lubiących zagadki oraz moli książkowych pasjonujących się historią i etnografią. Obiekt jest bardzo duży, można tu też pospacerować ze swoją lubą lub lubym i dobrze zjeść. Aczkolwiek pewnie wszystkim nie przypadnie do gustu, poza tym żeby zobaczyć większość wystawy trzeba sporo czasu, a jeśli się chce dodatkowych atrakcji w postaci warsztatów lub przewodnika trzeba niestety swoje zapłacić.

Moja ocena 8/10.

Źródła: http://mwk.com.pl/
Czytaj dalej »

niedziela, 9 listopada 2014

Właśnie tu w Nowej Słupi...

Słowa piosenki harcerskiej, które są przytoczone w tytule mówią o wydarzeniach II wojny światowej, ale nie da się ukryć, że właśnie tu w Nowej Słupi tętni turystyczne serce Gór Świętokrzyskich.

Gdyby nie benedyktyni...


wejście do ŚPN od strony Nowej Słupi
Praktycznie od początku swojego istnienia miejscowość ta była związana z klasztorem benedyktyńskim na Świętym Krzyżu. Już u zarania swojego powstania funkcjonowała też jako „turystyczna”, najpierw jako przyczółek dla wszystkich pielgrzymów zmierzających pokłonić się relikwiom Krzyża Świętego, teraz wszystkim którzy oprócz klasztoru chcą zobaczyć świętokrzyską puszczę jodłową. Przez wiele wieków pokutnicy byli głównym motorem napędowym miasta, dzięki temu powstało tu wiele zakładów rzemieślniczych oraz różnych jadłodajni. Benedyktyni byli też ważnym sojusznikiem lokalnych mieszkańców, prowadzili szkołę, stołówkę, a nawet aptekę. Jednak z upadkiem klasztoru nastąpił także upadek miasta, a czynny udział w powstaniu styczniowym tym bardziej przyczynił się do jego degradacji. Na szczęście po II wojnie światowej klasztor zaczął na nowo stawać na nogi, a razem z nim Nowa Słupia. Miejscowość ta jest najpopularniejszym punktem wypadowym do Świętokrzyskiego Parku Narodowego, dlatego większa i mniejsza turystyka kręci się w około, szczególnie że podejście na Łysą Górę nie jest takie najgorsze i dużo niedzielnych turystów i rodzin z dziećmi chętnie próbuje tu swoich sił.

Emeryk - znalezione www.polskaniezwykla.pl

Klasztor to nie wszystko


Tuż przy bramie wejściowej do parku spotykamy bardzo charakterystyczny pomnik Skalnego Pielgrzyma, do dziś badacze spierają się kogo właściwie przedstawia. Jedni mówią, że to Książę Emeryk, inni natomiast, że tatar który chciał ukraść relikwie z klasztoru, jeszcze inni, że to rycerz króla Jagieły albo nawet sam Władca. Jedna legenda opowiada o sławnym, walecznym rycerzu, którego zarozumiałość i pycha zostały ukarane.



Rycerz ów żył przed wiekami i wsławił się niezwykłą odwagą i męstwem w wielu wojnach. Gdy już porzucił żołnierskie rzemiosło postanowił pielgrzymować do wszystkich cudownych miejsc na świecie. Pielgrzymkę swoją zamierzał zakończyć w świętokrzyskim klasztorze. Kiedy przybył do Nowej Słupi, chwalił się jej mieszkańcom, że jest najbardziej pobożnym człowiekiem na ziemi, a w godzinę śmierci jego dusza powędruje prosto do raju. Drogę od rynku osady do klasztoru postanowił przebyć na kolanach. Powoli wspinał się po kamiennej ścieżce na stok Łysej Góry. Opodal szli mieszkańcy Nowej Słupi i podziwiali niezwykłą wytrwałość wędrowca.
Dotarli razem do skraju puszczy, a wtedy usłyszeli bicie dzwonów w odległym o dwa kilometry klasztorze. Przystanęli zdziwieni, gdyż nie była to pora nabożeństwa. Pielgrzym rzekł z pychą, że dzwony same biją na jego powitanie, oddając mu cześć. Gdy tylko powiedział te słowa, zmienił się w kamienny posąg, ku przerażeniu obserwatorów. Od tej pory kamienny posąg pielgrzyma pokutuje za grzech zarozumiałości. Co rok porusza się o ziarnko piasku w stronę klasztoru. Gdy tam dotrze, nastąpi koniec jego pokuty, ale też i koniec świata.


Na pograniczu starożytnych światów


Czy jednak klasztor to jedyna atrakcja w Nowej Słupi? Przez wieki tak było, ale w latach 60. ubiegłego wieku działalność wybitnych polskich archeologów doprowadziła do wspaniałych odkryć. Okazało się, że tuż przy drodze na Święty Krzyż odnaleziono pozostałości po wczesnych doświadczeniach produkcyjnych regionu lokalizowanych na kulturę przeworską oraz czasy cesarstwa rzymskiego. W Łysogórach już u zarania dziejów wytapiano żelazo przy pomocy tzw. pieców dymarskich (dymarek). Według ostrożnych szacunków przyjmuje się istnienie ponad 550 000 sztuk takich urządzeń, w których wyprodukowano około 10 000 ton żelaza. Jedną z charakterystycznych cech hutnictwa świętokrzyskiego jest organizacja warsztatów produkcyjnych, produkcja przestrzegała reguł, które dotąd nie zostały w pełni wyjaśnione. Większość z nich to tzw. piecowiska uporządkowane, złożone najczęściej z dwóch symetrycznie ułożonych grup pieców dymarskich, nazywanych ciągami, w których skład wchodziły szeregi złożone z kilku, najczęściej 4 pieców. 
Dymarka - znalezione www.panoramio.com
Wytop żelaza prowadzono w tzw. ziemnych piecach dymarskich, które z racji częściowego wkopania ich w ziemię nazywa się piecami kotlinkowymi. Powyżej kotlinki znajdował się naziemny szyb zbudowany z glinianych cegieł o wysokości około metra. Badacze z wielu renomowanych ośrodków naukowych w całej Europie bardzo długo trudzili się nad wyjaśnieniem zasad wytopu prowadzonego w tego typu urządzeniach, do dziś nadal wiele elementów tego procesu pozostaje niewiadomą. Proces redukcji, który przebiegał w stosunkowo niskich temperaturach ok. 1200-1300 °C, nie pozwalał na uzyskanie płynnej surówki. Efektem obróbki termicznej było zanieczyszczone żużlem i węglem drzewnym gąbczaste żelazo, które musiało być oczyszczane na drodze obtapiania i przekuwania. W związku z tym uzysk żelaza z rudy był w tych warunkach relatywnie mały, ponieważ znaczna część żelaza w postaci tlenków przechodziła do żużla.

Takie odkrycie zasługuje na muzeum


Odkrycia śladów starożytnego hutnictwa były przyczynkiem do powstania w tym miejscu Muzeum Starożytnego Hutnictwa, a w późniejszym okresie także Centrum Kulturowo-Archeologicznego w Nowej Słupi. Na początku Muzeum Starożytnego Hutnictwa skupiało się na pokazaniu, odkryć archeologicznych, kultury przeworskiej oraz technologii samego wytopu żelaza w piecach dymarkowych. W 1967 roku przy inicjatywie Kieleckiego oddziału PTTK zaczęła funkcjonować cykliczna impreza „Dymarki”, odbywająca się w połowie sierpnia. Pojawiają się na niej archeologowie, rekonstruktorzy, turyści, rodziny z dziećmi i okoliczni mieszkańcy. Jest to festiwal folkloru oraz niezwykły pokaz rekonstrukcji pradawnych czasów. Może dzięki temu dziś obszar jaki zajmuje muzeum wynosi około 4 ha, a odwzorowane starożytne wioski kuszą swoim wyglądem. Nasz spacer zaczynamy od osady barbarzyńców, która mieści się na terenie starego Piecowiska. 
Strefa Rzymska - znalezione www.wrot-swietokrzyskie.pl
Strefa ta prezentuje budownictwo i wytwórczość kultury przeworskiej. Znajdziemy tu liczne chaty o różnorakiej konstrukcji zarówno sumikowo-łątkowej jak i plecionkowe, różnego rodzaju lepianki i ziemianki. Jest tu rekonstrukcja szybu górniczego, kuźnia, przy strumyku znajdziemy chatę rybaka, niedaleko chatę tkaczki, a największe wrażenie robi duża chata 15x8m będąca lokum ważnej osoby z plemienia lub miejsce spotkań. Na terenie parku znajduje się też część starożytna, związana z wpływami imperium rzymskiego. Prawdopodobnie na tym terenie przebiegał limes, czyli pogranicze prowincji rzymskich. W tej części odtworzone są 2 budowle, wieża obronno-obserwacyjna tzw. burga oraz część wałów wzorowanych na murze Hadriana.

Może wstyd się przyznać ale będąc 3 razy w Nowej Słupi nigdy nie zaszedłem do muzeum. Na pewno warto się tam przejechać na festiwal dymarek, gdy osada tętni życiem. Natomiast poza sezonem, gdy wybierałem się ostatnio najczęściej na wakacje, wydawała mi się nie aż tak atrakcyjna jakbym tego oczekiwał.

Źródła: http://www.dymarki.pl/ 
Czytaj dalej »

środa, 5 listopada 2014

Od Bernardynów po Bernardynki

Skąd ta Święta Katarzyna na mapie?


Święta Katarzyna to niewielka miejscowość turystyczna leżąca w otulinie Świętokrzyskiego Parku Narodowego tuż u stóp Łysicy. Jak łatwo się domyślić swoją nazwę zawdzięcza świętej, która jest patronką uczniów i nauczycieli oraz przewoźników, w tym polskich kolejarzy. Była to młoda dziewczyna żyjąca w IV w., dobrze skoligacona i wykształcona, w dyskusji zwyciężała uczonych, wreszcie w obronie wiary została torturowana i łamana kołem. Nazywa się ją Aleksandryjską, bowiem według tradycji miała przyjść na świat w rodzinie królewskiej w Aleksandrii. Zawsze była bliska prostemu ludowi, i tak jest po dziś dzień. Mi szczególnie bliska z racji, że większość życia przynależałem do parafii pod jej wezwaniem, długo też byłem tam ministrantem. Skąd jednak ta święta zaistniała w pogańskich górach? Zaczęło się od Wacławka, który to był rycerzem króla Jagiełły.
Znakomity szlachcic i rycerz króla Jagiełły, porzuciwszy swój majątek i zrzekwszy się wszystkich przywilejów, szukając samotności wyruszył w długą drogę przed siebie. Przybywszy na Łysicę zobaczył małą osadę leśnych ludzi i postanowił tam zamieszkać, aby spędzić resztę życia jako pustelnik. Z pomocą benedyktynów ze Św. Krzyża zbudował drewniany kościół, w którym umieścił rzeźbioną w drzewie cyprysowym, ozdobioną drogimi kamieniami figurkę św. Katarzyny zdobytą w Ziemi Świętej. Wkrótce ludzie zaczęli nazywać to miejsce Świętą Katarzyną. Wokół budowano małe eremy, w których mieszkali pustelnicy. Pewnego razu, podczas podróży z Krakowa do Warszawy, zachorował królewicz Władysław, syn Zygmunta III Wazy. Leżącego w Bodzentynie ciężko chorego królewicza nie potrafili uzdrowić żadni lekarze, aż przed królem pojawiła się stara kobieta, która poprosiła, by umierającego przenieść pod cyprysową figurkę. Prośbę kobiety spełniono i wkrótce królewicz zaczął odzyskiwać siły i niebawem wyzdrowiał. Po latach, już jako król Władysław IV, pamiętając o cudownym wyzdrowieniu podarował klasztorowi srebrne wotum i tkaną złotem zasłonę ołtarza.

Nieco historii


Faktem jest, iż w 1478 r. erygowano klasztor i kościół ku czci Trójcy Świętej, Matki Boskiej oraz św. Katarzyny, który ofiarowano bernardynom. Z reguły tam, gdzie powstawały klasztory, krzewiło się życie religijne, kulturalne i gospodarcze. Tak też było i w Świętej Katarzynie. W XVII wieku kościół i klasztor został rozbudowany i otrzymał nowe urządzenia takie jak organy, krużganki oraz zegar na wieży. Stało się tak, że w 1815 r. bernardynkom z Drzewicy dotychczasowa enklawa spłonęła, nadano im wówczas tą kolegiata. Klasztor padł w swojej historii kilku poważnym pożarom. W 1534 r. w dzień Zielonych Świąt spaliły się wszystkie zabudowania wraz z kościołem. W maju 1847 r. pożar znów zniszczył kościół, 7 ołtarzy, chór, organy, dzwony, bibliotekę i budynki klasztorne. Stąd też może bajania o siłach nieczystych atakujących klasztor:
Z klasztorem w Świętej Katarzynie związana jest legenda o Czarcim Kamieniu, który leży we wsi Wilków w pobliżu Ciekot w Dolinie Wilkowskiej. Otóż, gdy do klasztoru wprowadziły się mniszki, rozgniewało to okrutnie miejscowego diabła, który postanowił go zniszczyć, nie kryjąc się zresztą ze swoimi zamiarami. Pewnego razu porwał ze zboczy góry Radostowej olbrzymi głaz, wzniósł się w powietrze i poleciał w kierunku klasztoru. Zakonnice, dowiedziawszy się, co zamierza uczynić diabeł, zaczęły się modlić. Bóg wysłuchał żarliwych próśb, wszystkie siostry zamieniły się na chwilę w gołębice i pofrunęły na spotkanie diabła. Ten, znalazłszy się w samym środku stada, utracił orientację i upuścił kamień w Wilkowie, a klasztor ocalał.

 Bernardynki jednak nie opuściły Świętej Katarzyny, odbudowały kościół z klasztorem. Przetrwały czasy ukazów carskich, kasacji klasztorów oraz okupacji hitlerowskiej. Po wojnie klasztor by przetrwać musiał nieco przystać do socjalistycznej myśli rozwojowej społeczeństwa. Siostry bernardynki prowadziły wówczas kursy kroju, szycia, haftu oraz internat i aż do 1962 stołówkę. 


Klasztor dzisiaj


W dniu dzisiejszym w Świętej Katarzynie żyje i pracuje około 30 zakonnic – mniszek Trzeciego Zakonu Regularnego Św. Franciszka z Asyżu. Zgodnie z regułą, dzielą czas pomiędzy modlitwę oraz pracę dla potrzeb klasztoru, jak się okazuje nadal prowadzą niewielkie gospodarstwo, są też zakrystiankami i organistkami lokalnej świątyni. Do kościoła prowadzą małe krużganki, a co ciekawe boczne drzwi wciąż blokuje się okazałą drewnianą belką, jak ongiś. Najstarsze zachowane mury są z XIV w. Wnętrze świątyni jest stosunkowo nowe, z ostatnich dziesięcioleci, utrzymane w charakterystycznym stylu prostoty franciszkańskiej: w ołtarzu znajdziemy krzyż franciszkański, po bokach obrazy Matki Bożej Częstochowskiej i św. Franciszka, po prawej stronie przy oknie znajduje się klauzurowy chór i krata oraz figurka św. Katarzyny, niestety nie oryginalna, zapewne wzorowana na Wacławkowej. W okolicach Gór Świętokrzyskich istnieją liczne kapliczki, zazwyczaj powstawały w miejscach związanych z obecnością dawnych pustelni bernardyńskich. Z wieloma łączy się ciekawy kult. Na szlaku na Łysicę znajduje się drewniana kapliczka św. Franciszka i cudowne źródełko, dorocznie 4 października rozpoczyna się tzw. transituts – nabożeństwo upamiętniające śmierć i drogę do nieba św. Franciszka, patrona sióstr bernardynek. Nabożeństwo, rozpoczyna się w tej właśnie kapliczce, kończy się w kościele. Odbywa się ono przy udziale sióstr, okolicznej ludności, leśników Świętokrzyskiego Parku Narodowego i turystów.

Klasztor to wszystko?


znalezione www.swietokrzyskie.pl
Oprócz sławetnego klasztoru w miejscowości tej znajdziemy też kilka mniejszych atrakcji. Geologiczni zapaleńcy przy głównej ulicy mogą zapuścić się do Muzeum Minerałów i Skamieniałości, związanego poniekąd z wydobyciem w tym rejonie krzemienia pasiastego oraz zainteresowań właścicieli. W muzeum można zobaczyć między innymi różne odmiany kwarcu i skaleni, rudy metali, a także najszlachetniejsze minerały - rubiny, szafiry czy szmaragdy. Ponadto są tu wielkie geody agatowe i ametystowe, kolekcja malachitów z Konga oraz unikatowe amonity i łodziki. Jedną z największych atrakcji muzeum jest wyjątkowy okaz kryształu górskiego z Arkansas, który waży około 100 kilogramów. Szczególnie paniom może spodobać się sklepik, sprzedający między innymi biżuterię z krzemienia pasiastego. Przy głównej ulicy znajduje się również pamiątkowy pierwszy dom wypoczynkowy PTK, a niedaleko klasztoru kolejna kapliczka zwana Kapliczką Żeromskiego. Pisarz będąc w tych okolicach podpisał się na południowej ścianie, napis choć nieco stary do dziś jest widoczny.


Szczerze mówiąc opis miejscowości brzmi ciekawie, aczkolwiek klasztor nie wywarł na mnie specjalnego wrażenia, ma niezłą historię, ale w tym momencie nie da się tam zobaczyć za dużo. W muzeum minerałów niestety nie byłem, natomiast cudownego źródełka nie da się nie ominąć zmierzając ku Łysicy. Święta Katarzyna jest dobrym dodatkiem i podstawową bazą wypadową w Góry Świętokrzyskie od strony ich najwyższego szczytu, ale nie daje za specjalnie dużo doznań.  

Daję jej 5/10.

Czytaj dalej »